wtorek, 21 kwietnia 2015

ROZDZIAŁ II

         Pokój miał białe ściany, pomalowano je tak na życzenie mieszkańca. Piękne meble z mahoniu zostały zniszczone w ataku szału młodego mężczyzny. Leżał na łóżku z otwartymi ustami ruszającymi się tak, jakby coś mówił. Spał. Jego blond włosy opadły na oczy, były wyjątkowo potargane. Jasna, anemiczna skóra błyszczała od potu, ręce były zaciśnięte w pięści, a całe ciało poruszało się jakby w konwulsjach bólu. Obudziło go natarczywe pukanie do drzwi.
          — Czego?! — krzyknął z pogardą.
          — Dumbledore wzywa — odpowiedziała osoba za drzwiami.
          — Nigdzie nie idę — wymruczał blondyn i opadł na materac.
          — Chodzi o pańskich rodziców.
         To zdanie wystarczyło by się kompletnie rozbudził. Założył pierwsze ubrania, jakie napotkał, spojrzał w lustro i ledwo powstrzymał się przed uderzeniem w nie pięścią. Kim on teraz był? Z dumnego arystokraty pozostał psychiczny wrak człowieka zniszczony przez Voldemorta i wojnę.
         Nie fatygował się pukaniem do drzwi, po prostu wszedł do pokoju dyrektora szukając go wzrokiem.
          — Co takiego musiało się stać, że ty, wielki czarodziej, zapragnąłeś obecności takiego zła wcielonego jak ja? — zapytał Malfoy.
          — Draco, musiało się wiele zdarzyć, bym musiał cię wezwać. Jesteś tu mile widziany, powtarzam ci to po raz setny, ale nie chcę zakłócać twojego planu dnia. Gdyby mi to nie przeszkadzało, wzywałbym cię codziennie.
          — Przestań sączyć te swoje bajeczki, nikt w nie nie uwierzy. Sądzisz, że jestem mile widziany, dajmy na to, przez Pottera?
          — Potter ledwo żyje więc to chyba nie jest dobry przykład.
         To prawda. Stracił prawie wszystko. Ron i Ginny nie żyją, Hermionę porwano, Syriusz ukrywa się za granicą, to samo Remus i Tonks, Weasleyowie wyjechali w celu pozbierania się po śmierci dwójki swoich dzieci. Jedynie bliźniacy zostali na Pokątnej i prowadzą swój sklep, i tylko on utrzymuje ich w normalności. Nikt nie wspierał Harry'ego. Zabił Czarnego Pana z zimną krwią, ale gdy tylko zobaczył rekonesans strat rozpadł się na małe kawałki, które wiatr rozwiał i nigdy nie będą one już tworzyć całości.
          — Czy jest coś co chciałeś mi powiedzieć? Marnujesz swój cenny czas. — Malfoy próbował udawać niewzruszonego.
          — Twój ojciec nie żyje.
          — To było do przewidzenia.
         Przecież nie mógł okazać słabości. I tak pozwolił sobie na zbyt wiele po zakończeniu wojny. Płacz i krzyki to stanowczo za dużo.
          — Mamy dla Ciebie współlokatorkę, nie mamy jej gdzie ulokować, więc będzie mieszkać z tobą — oznajmił Dumbledore.
          — Nie ma problemu — mówił niewzruszony.
***
          — Wiem, że miły ze mnie miś do przytulania, ale mogłabyś już przestać.
          — Ależ z ciebie żartowniś, Sylvainie.
          — A czy moje żarty już cię nie śmieszą, Allein?
         Wyjście z Azkabanu było ich największym marzeniem od kilku miesięcy. Nie spodziewali się jednak, że będą musieli zderzyć się z aż tak szarą rzeczywistością.
         Wbrew pozorom, mimo że Czarny Pan nie żyje, to wojna nadal trwa. Wyłapano tylko tysiąc z piętnastu tysięcy śmierciożerców. Ci, którzy pozostali na wolności, wzniecają powstania w różnych częściach kraju. Atakują mugoli, porwali Hermionę Jean Granger, która miała im dostarczyć informacji na temat miejsca pobytu Zakonu. Znając jej odwagę, nie wyjawiła ani słowa, więc albo nadal próbują ją złamać, albo spalili ją w piecu.
          — Walczymy, prawda? — zapytał Cipriano.
         Nie odpowiedziała.

         Zaprowadzono ją pod brązowe drzwi. Miała już nacisnąć złotą, ciężką klamkę, ale jej uwagę przykuła błyszcząca tabliczka przybita gwoździami do drewna. Wygrawerowane litery głosiły, że mieszkać ma tu ona i Draco Malfoy. Nie mogła być w jednym pokoju z Sylvainem, czego bardzo pragnęła, ale wysłano go z kilkoma członkami Zakonu do Niemiec na jakąś ważną misję.
         Próbując nie okazać słabości, wkroczyła do pokoju. Wysoki blondyn stał przy oknie tyłem do niej. Po usłyszeniu trzaśnięcia impulsywnie złapał za różdżkę. Wiedział kim jest Allein Constance Iris. To ona kiedyś wpędziła Voldemorta w taki szał, że ten chcąc odreagować prawie zabił jego ojca.
          — Nie musisz się martwić, nie zaatakuję cię, nie mam czym — próbowała go uspokoić.
         To była prawda, zabrano jej przy wejściu różdżkę, a z walizek, które spoczywały już w pomieszczeniu, powyjmowano pistolety, kastety i noże.
          — A może ja po prostu chcę cię.. zabić? — zapytał popychając ją na ścianę.
         Zaśmiała się gorzko.
          — Myślisz, że nie wiem, że chcesz pomścić śmierć swojego ojca? Sam przecież jesteś pewien, że to śmierciożercy go zabili. Beze mnie zemsta na nich się nie uda, więc uważaj komu zatrzymujesz akcję serca — mówiła tonem, który zawierał w sobie nutę grozy.
         Różdżka wylądowała na podłodze, a Malfoy usiadł na łóżku i ślepo wpatrywał się w przestrzeń. Allein stwierdziła, że nie będzie się odzywać by nie pogorszyć jego załamania nerwowego.
         Zdjęła buty i czarną kurtkę, usiadła na łóżku i zaczęła przegrzebywać rzeczy w walizkach. Zmieszczono tam chyba cały jej dom; znajdowały się tam zdjęcia, pamiętniki jej mamy z młodości, ubrania, różne pamiątki, nawet stare płyty winylowe.
          —Jak trafiłaś do Azkabanu? — odezwał się Malfoy.
          —Widzę, że masz ochotę na wieczór, a raczej popołudnie szczerości — stwierdziła cierpko. — Otóż, gdy sprzeciwiasz się Voldemortowi w czasie jego reżimu, możesz trafić do więzienia za wszystko i to bez procesu! Luksusy, prawda?
          — Gdzie twoi rodzice? Powinni się tobą zainteresować, nie sądzisz?
          — Dzięki twojej ciotce, pozostał z nich tylko popiół.

         Dumbledore zawołał ją na rozmowę. Początkowo, nie chciała się z nim widzieć, chociaż tak naprawdę to już nigdy nie chciała go zobaczyć, ale chodziło o śmierciożerców. Miała dostać instrukcję dotyczące jej działań.
         Szła długim, ciemnym korytarzem. Lokalizacja budowli była jej nieznana. Budynek przypominał wielkie zamczysko, minimalistycznie umeblowane. Nie widziała żadnych bogatych żyrandoli ani niczego, co wskazywałoby na wysoki stan majątkowy właściciela, tylko świece, na ścianach znajdowały się portrety czarodziejów w prostych ramach, a ściany z reguły pomalowane były na biało lub szaro.
         Szła pewnym krokiem i gdy dotarła przed posąg strzegący wejście, ustąpił jej pokazując drzwi. Chciała w nie zapukać lecz nie zdążyła ich dotknąć, a one już się otworzyły.
          — O co chodzi, Albusie? — zwróciła się do Dumbledore'a nerwowo odgarniając swoje włosy.
         Zaprosił ją do środka i poprosił by usiadła.
         — Pewnie już wiesz, że chcę byś objęła, przepraszam, że musisz objąć stanowisko nauczyciela mugoloznawstwa... — mówił dyrektor.
          — Zaraz, zaraz, minister mówił, że będę uczyć Obrony — oznajmiła podejrzliwie.
          — Minister czasami mówi różne rzeczy. — Dumbledore posłał jej uśmiech. — Kontynuując, obejmiesz stanowisko nauczycielki, ale, pewnie jak już się domyśliłaś, nie zatrudniłbym tak niedoświadczonej osoby...
          — Nie znam się na mugoloznawstwie, a jestem mugolaczką.. Trochę się zamotałeś, wujku.
          — Allein, proszę wysłuchaj mnie. — Albus próbował zachować cierpliwość. — Chcę żebyś uczestniczyła w tajnych spotkaniach młodzieży, która chciałaby walczyć. Chcę żebyś ich uczyła.
          — Mogę nauczyć ich władać nożem, ale może to być, dosłownie, mordercze w skutkach. Sam wiesz, że nie odziedziczyłam anielskiej cierpliwości. — Uśmiechnęła się cierpko. — Pozwolisz, że już pójdę.
          — Mam jeszcze jedną prośbę — oznajmił Dumbledore tym samym zatrzymując Iris. — Jestem teraz twoją jedyną rodziną i chcę, żeby nasze stosunki były przyjacielskie.
          Allein roześmiała się głośno.
          — Chyba sobie żartujesz! — krzyknęła. — Nigdy nie będziesz moją prawdziwą rodziną. — Walnęła pięścią w stół. — Wiesz dlaczego? Bo nie potrafiłeś ich uratować...
          — Allein, posłuchaj..
          — ...tak, jak nie potrafiłeś uratować Ariany.
         Uderzyła w czuły punkt. 


6 komentarzy:

  1. Będzie krótko, bo czas goni, ale nie mogłam pozwolić, by rozdział pozostał bez żadnego komentarza.
    Podobało mi się. Tak, podoba mi się sposób prowadzenia przez Ciebie akcji oraz żywe dialogi. Miejscami Allein zahacza o Mary Sue, ale jakoś nie rzuca mi się się to bardzo w oczy.
    Aha, jeszcze masz plusa za uśmiercenie pewnych osób, a pewnych ożywienie :v Syriusz <3 Remus <3 Tonks <33 Fred! <333
    Nigdy nie pogodziłam się z ich śmiercią, natomiast Ginny może sobie nie żyć. Okrutna jestem.
    Nie mam czasu na podsumowanie, powiem tylko, że naprawdę idzie coraz lepiej!
    Pozdrawiam,
    S.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeju, uwielbiam Twoje komentarze, naprawdę ;) Są bardzo ,,bogate'', jeśli można to tak nazwać.
      Cieszę się, że prowadzenie akcji Ci się podoba, bo czasami mam z tym problemy. No i cieszę się również, że dialogi Cię ,,zadowalają'', bo uważam, że są jedną z moich mocniejszych stron. Może się nie mylę ;)
      Staram się wyplenić z siebie to, że robię z postaci właśnie takie Mary Sue. Myślę jednak, że w tym opowiadaniu mi się uda, bo dosyć starannie ,,ułożyłam'' charaktery bohaterów.
      No i nie mogłam się powstrzymać przed ożywieniem Huncwotów, Tonks i Freda ;) To jedne z moich ulubionych postaci i pozwoliłam sobie na lekkie ,,wyidealizowanie'' mojego opowiadania ;)
      No i dziękuję, sama sądzę, że chyba powoli mój styl staje się coraz lepszy.
      Pozdrawiam
      Crux

      Usuń
  2. Zgadłam coś ją łączy z Dropsoholikiem!Nie spodziewałam się takiej ilości zajebistości w jednym rozdziale.Podoba mi się jej charakter taki zadziornie-irytująco-fantastyczny.Zgadzam się z wyżej Ginny można zabrać precz....Syriusz żyje!Ale to z Arianą było okrutne dla Dropsa............

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O to mi chodziło, ma być zadziorna, irytująca, ale ciekawa i interesująca ;)
      Nie mogłam się powstrzymać przed ożywieniem Syriusza. Jedna z najlepszych postaci <3
      Wiem, że to było okrutne, ale właśnie takie miało być ;)
      Crux

      Usuń
  3. Jestem szczerze zaciekawiona <3
    Już lubię Allein - jej charakterek, odzywki. Podoba mi się również pokrewieństwo z Dumbledorem - ciekawe rzeczy mogą z tego wyniknąć, hah.
    Cieszę się, że w twoim opo takie osoby jak Tonks i Remus (!) wciąż żyją. Tak więc, życzę weny i czekam na kolejny rozdział :D

    Zapraszam do siebie - http://broken-pieces.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo mi miło :)
      Już mam plany co zrobić z tym pokrewieństwem, ale jeszcze długa droga przede mną.
      Nie mogłam się powstrzymać przed ożywieniem Tonks, Syriusza i Remusa. Nie zrobię im idealnego życia, ale musiałam ich ożywić, po prostu musiałam :)
      Postaram się zajrzeć na Twojego bloga :)
      Pozdrawiam

      Usuń